Podróż do Barcelony była już moją szóstą wizytą w Hiszpanii. Powiedzmy, że conieco już wiedziałam o tym kraju, jego tradycjach i smakach. Stąd też przygotowując plan na weekend nie skupiałam się na restauracjach z typowymi, tradycyjnymi hiszpańskimi daniami.
Raczej szukałam czegoś ciekawego ale powiedzmy z bardziej uniwersalnym smakiem, który sprosta wielu różnym gustom. A było nas 7 ;-)
Przede wszystkim potrzebowałyśmy miejsca na porządne śniadanie i kolację. Między nimi liczyłyśmy na jakiś "street food" lub kawkę z ciachem, niekoniecznie konkretny posiłek. Ale jeśli coś się po drodze przypadkiem zahaczy to czemu nie.
Pierwszy dzień zaczął się wczesną pobudką z budzikiem bo miałyśmy dosyć napięty grafik. I jak się potem okazało, wcześniejsze wyjście na śniadanie się opłacało... Dlaczego? Zaraz Wam wszystko wyjaśnię....
Naszym pierwszym kulinarnym przystankiem było bistro z całodobowym śniadaniem.
La Desayuneria,
Carrer del Comte Borrell, 75
Trafiłyśmy tu około 9 rano i już lokal był dosyć zapełniony choć bez czekania dostałyśmy stolik na 7 osób. Kolejnego dnia, przez nasze odsypianie i warunki pogodowe niezachęcające do wyjścia, byłyśmy w tym miejscu około godziny 13 i musiałyśmy czekać pół godziny na stolik. To znaczy nie musiałyśmy, mogłyśmy poszukać innego miejsca aleee.... Tu było tak pysznie poprzedniego dnia, że wolałyśmy poczekać.
Jedno Wam powiem.... Każde czekanie jest warte tego jedzenia!
Czy gdybym przechodziła obok tego lokalu przypadkiem to bym zajrzała?
Wejście jest niepozorne i dosyć małe więc niekoniecznie kusi, żeby tam zjeść. Ale kiedy przekroczy się ich próg zaczynasz dostrzegać bogactwo ukryte za skromnym "zaproszeniem".
A raczej "czuć" to bogactwo! Zapach dobrodziejstw ich potraw!
Miejsce to słynie z całodobowych śniadań z mocnym amerykańskim klimatem. Czyli puszyste cieplutkie pancakes w przeróżnym wydaniu i połączeniu, smażone jajka, bekon, gofry, ciepłe sandwich'e i wiele, wiele różnych.
Pierwszego dnia skusiłam się na zbliżoną wersję angielskiego śniadania czyli jajeczniczka z bekonem i francuskimi tostami. Niby prosto ale to było taaaaakie pyszne! Potem żałowałam, że nie domówiłam jeszcze czegoś słodkiego bo dziewczyny miały również i słodkie wersje "pankejków" i były obłędne!
Do tego świeżo wyciskane soki jeśli ktoś woli zamiast herbaty oraz przepyszna kawusia. To była prawdziwa śniadaniowa uczta!
W karcie można znaleźć także przepyszne tostowane kanapki z różnym nadzieniem i to one przebiły większość naszych zamówień pierwszego ranka.
Za to kolejna wizyta tutaj, może też i na poprawę humoru w to deszczowe przedpołudnie, była absolutnie najlepszym śniadaniem jakie kiedykolwiek w życiu jadłam! I ciągle do niego wracam myślami.... Gdybym tylko potrafiła zrobić takie placuszki..... Poezja!
Tym razem wiedziałam, że nie obejdzie się bez pancakes. Z tym, że chciałam je w wytrawnej wersji śniadania jak i na deser. Czas nas nie gonił, wiedziałyśmy, że póki pada możemy spokojnie delektować się miejscem i jedzeniem więc dlaczego by i nie 2 dania na śniadanie? ;-)
Na pierwszy rzut poszedł zestaw śniadaniowy "Manchito's tail", który można zamówić z tostami francuskimi lub placuszkami, do tego jajko sadzone lub jajecznica z serem, bekon i frytki lub "hash browns" (takie ziemniaczane krokieciki).
Co mnie zaskoczyło to, że placuszki w tym zestawie były słodkie i dodatkowo posypane cukrem pudrem. Ale smaki na talerzu super się uzupełniały i bardzo pasowało mi to połączenie słodkości pankejków ze słonym bekonem. Mistrzostwo!
A na dokładkę wjechały pancakes w typowej dla nich słodkiej odsłonie czyli "Abuela Fide". Były to placuszki podane z bananem, kremem mlecznym i posypane karmelowymi ciasteczkami Biscoff. Pyyyyyyszka!!!! Nigdy nie zapomnę tego smaku! Dziewczyny zamówiły także wersję "Cinnamon Bun", z karmelizowanym jabłkiem i cynamonem i były równie pyszne :)
Spacerując ulicami Barcelony, z tego co pamiętam w okolicy "zakupowej" , natrafiłyśmy na klimatyczną kawiarenkę.
Pannus Comtal,
Carrer Comtal, 3
Zależało nam na kawie i czymś słodkim ale można było również zjeść tu całkiem spory lunch.
My zamówiłyśmy kilka różnych słodkości na próbę. Wszystkie zniknęły w mgnieniu oka! A wybór mają na prawdę ogromny - od klasycznych rogalików z ciasta francuskiego, przez nietypowe pączki z Nutellą do dosyć ciekawego czerwonego ciasta "Red Velvet".
Było słodko i przepysznie! Tak jak być powinno w każdej kawiarni.
Po kilometrach trasy pieszo, wieczorem potrzebowałyśmy konkretnej kolacji. Miałyśmy przygotowaną przed wyjazdem listę miejsc więc nie było dodatkowego szukania na gorąco.
Na pierwszą kolację ruszyłyśmy do hambergerowni.
Bacoa Burger,
Ronda de la Universitat, 31
(Nie wiem jak to się stało ale zdjęć z tego miejsca nie mam prawie wcale...co mnie samą zaskoczyło więc musiałam posiłkować się ciut galerią z Google do kolażu wyżej).
Słyszałam o tym miejscu dużo dobrego i wcale się nie rozczarowałam. Okrojone menu, skoncentrowane na dobrych składnikach i dopracowanych połączeniach smakowych. Tak najprościej bym mogła to miejsce opisać.
W karcie oprócz burgerów z różnym rodzajem mięsa można znaleźć również sałatki ale i opcje dla Vegan.
Ja przepadłam za wersją z szarpaną wieprzowiną a na deser wybrałam Brownie z lodami karmelowymi. Palce lizać!
Za to kolejnego wieczoru wybrałyśmy się do restauracji w stylu bufetowym.
FrescCo
Carrer de Casp, 30
Zaletą tej restauracji jest, że płaci się za wejście, nie za ilość zamówionych dań, a w cenie jest również piwo lub inny napój. I tu już nieco bliżej hiszpańskich smaków choć przeplatają się dania z różnych stron Europy.
Poza tym każdy znajdzie tu coś dla siebie bo samemu dobiera się co na tym naszym talerzu wyląduje.
Jeśli lubisz dużą ilość świeżych warzyw to zdecydowanie miejsce dla Ciebie bo możesz stworzyć tu sałatkę według własnych upodobań smakowych.
Jeśli lubisz mięsko możesz złapać gotowe już przygotowane kawałki kurczaka czy karkówki ale kucharz może również przyrządzić Ci coś na miejscu na poczekaniu - dziewczyny skusiły się na grillowanego rekina i stek wołowy.
Poza tym są też bezpieczniejsze opcje jak pizze czy wszelakie makarony z sosami lub ryże. Ja się mocno najadłam choć brakowało mi deseru.
Można tu znaleźć również kącik kawiarniany ale opcji nie ma tam wiele i szybko wszystko znika. Były do wyboru 2 rodzaje ciasta, kilka smaków lodów, świeże owoce oraz pieczone jabłka w karmelu. Do tego oczywiście kawka jeśli chcemy.
Mam nadzieję, że Was nie rozczarowałam wyborem bo brak tu typowo hiszpańskich smaków. Nam za to bardzo smakowało w każdym z tych miejsc i udałabym się w każde z nich ponownie jeśli wróciłabym do Barcelony.